Po raz pierwszy tak naprawdę zacząłem się uczyć, a co więcej odkrywać, co mnie tak naprawdę interesuje. To właśnie wtedy rozpoczęły się moje największe pasje, które z czasem (pośrednio i bezpośrednio) wpłynęły na to, czym się zajmuję dzisiaj. W szkole zawsze takie pasje wspierano. Oczywiście Społeczna Jedynka pomogła też sprecyzować i wybrać, co dalej – które liceum i jaki profil.
Do Społecznej Jedynki trafiłem w 2002 roku. Nie miałem pojęcia, czego się spodziewać. Wszystko właściwie było dla mnie nowe, począwszy od typu szkoły, przez nauczycieli i ich metody nauczania, po koleżanki i kolegów. W moim roczniku byłem jedną z niewielu osób, które rozpoczęły naukę w tej szkole od gimnazjum, przez co z początku trudno mi było odnaleźć się w grupie zgranych ze sobą od czasów podstawówki znajomych. Nie minęło jednak wiele czasu gdy sam zostałem przyjęty do tego grona, które z czasem stało się niezwykle zgraną ekipą i zalążkiem znajomości, które miały trwać latami. Najlepiej z tamtych czasów wspominam organizację I Koncertu Charytatywnego, inicjatywy, która obecnie stała się już nieodłączną częścią życia szkoły. A to właśnie w mojej klasie narodził się ten pomysł. Nigdy nie zapomnę ekscytacji i stresu związanego z wyrecytowaniem wiersza otwierającego Koncert.
W porównaniu z poprzednią szkołą w Społecznej Jedynce po raz pierwszy zetknąłem się z indywidualnym podejściem do ucznia. Nauczyciele nie poddawali się i cierpliwie tłumaczyli zagadnienia, choć jeśli chodzi o sprawdzanie wiedzy to byli dość wymagający.
Obecnie wiele rzeczy się zmieniło. W moim dawnym gimnazjum była jedna sala z komputerami, a teraz uczniowie mają do dyspozycji nowoczesne pracownie i tablety. Technologia poszła do przodu, ale duch i atmosfera wciąż są takie same. Wciąż wspiera się akcje charytatywne, stawia się na uczniów i ich umiejętności, tworzy się niezwykłe społeczeństwo i przyjaźnie, które przetrwają na długo. I to nie tylko z kolegami, ale też, co ciekawe, z nauczycielami.
Jan Działyński (absolwent 2004)